Marek Raduli - czytenia: 
 teksty, artykuły i wywiady
Się dzieje CZYTELNIA SPRZĘT GITARY PŁYTY GALERIA Po godzinach
Czytelnia - wywiady i rozmowy

'Gitara i Bas + Bębny', nr 3'2005 r.:
Marek Raduli, jeden z naszych najlepszych gitarzystów po odejściu od BUDKI SUFLERA
wrócił z zapałem do grania muzyki instrumentalnej, o czym wspominaliśmy już na naszych łamach.
Spośród kilku muzycznych projektów, w których równolegle uczestniczy,
jeden doczekał się udokumentowania na płycie. Mowa tu o trio 'Pi-eR-2', w którym oprócz Marka
grają Wojtek Pilichowski na basie oraz Tomek Łosowski na perkusji.
Ich pierwszy krążek nazywa się "Transporter" i zawiera dziewięć premierowych utworów
oraz koncertową wersję kompozycji 'DB' z autorskiej płyty gitarzysty
"Meksykański Symbol Szczęścia".

Z Markiem Raduli rozmawiał Piotr Nowicki, fotografie: Wojtek Rojek


"Chce mi się znowu pisać utwory..."

Piotr Nowicki: To pierwsze nagrania, które ukazały się od prawie dziesięciu lat. Jaki jest ten dzisiejszy Marek Raduli w porównaniu z tym sprzed dziesięciu lat?

Marek RaduliJestem starszy, co ma swoje plusy i minusy. Ciągle mam dużo do zrobienia. Ciągle jeszcze wypełnia mnie ciekawość świata i potrzeba autorozwoju. Dziesięć lat bez dyscypliny jaka jest konieczna przy uprawianiu muzyki instrumentalnej odbiło się negatywnie na moim warsztacie gitarowym. Koncepcyjnie, muzycznie, może nawet duchowo jestem gdzieś tam dalej, ale teraz muszę umieć wszystko to zagrać tak, jakbym chciał, żeby było zagrane. Stąd czuję ciągły niedosyt.

P. N.: Biorąc pod uwagę to co przed chwilą powiedziałeś... Przez lata nawarstwiały się inspiracje, zbierałeś pomysły i pewnie chcesz to wszystko kiedyś pokazać. Czy nie miałeś dylematu co realizować najpierw? Czy nagrać płytę w trio czy też z grupą SQUAD? Czy chcesz wpierw rozegrać się z Pilichem i Łosowskim w 'Pi-eR-2'?

M. R.Udzielam się twórczo i czynnie w czterech czy pięciu projektach. Jest to jeszcze Marek Raduli, który jako gitarzysta nie powiedział ostatniego słowa. Nie chodzi o to, żeby nagle grać inne frazy, chciałbym natomiast te frazy, który mam do zagrania wykonać na tyle spokojnie i sugestywnie, bym mógł sobie powiedzieć - o, tu są moje nuty. Cały czas pracuję nad tym. Teraz jestem na etapie dzielenia się emocjami, jest to bardziej granie emocjonalne niż takie, powiedziałbym, dojrzałe, tak to widzę.
Co do muzyki na nowej płycie... Następna będzie lepsza.


P. N.: Słuchając pierwszego utworu odniosłem wrażenie, że jest w nim taka beztroska, jakbyś powrócił do energicznego, rockowego, ostrzejszego grania. Czy podczas realizowania tych nagrań wróciły wspomnienia młodzieńczej egzaltacji?

M. R.W ogóle granie w tym zespole wyzwala we mnie młodzieńcze emocje. Ożywia mnie, czuję się młodszy w tym zespole. Mam przyjemność obcowania z muzykami, którzy mnie napędzają, ładują i wciągają w beztroskie oddawanie się emocjom. Jest tu nawrót do prób połączenia bluesowego solą z riffowym podkładem, co jest efektem pracy całego zespołu. Wszyscy mamy z tego radość. Czuję, że to jest zespół, a nie grupa grających "joby" ludzi, bo nim weszliśmy do studia graliśmy część materiału na koncertach. Pomijam już fakt, że z Wojtkiem znamy się już prawie czternaście lat. Zgraliśmy się, to wszystko pasuje do siebie, tylko wymaga jeszcze paru lat pracy.

P. N.: Czy gdy już weszliście do studia nie odczuwałeś pokusy do zmian w repertuarze,
udoskonalenia go w stosunku do wersji koncertowych, oszlifowania i "wypolerowania"?

M. R.Nie było na to czasu. Okres, w którym zabraliśmy się do realizacji tej płyty z różnych powodów był dosyć trudny. Jeśli chodzi o produkcję utworów to "Meksykański Symbol Szczęścia" jest bardziej dopracowany niż nowa płyta, ale tu są emocje, jakich na tamtej nie ma.

P.N.: Czy to, że większość kompozycji na płycie jest twoja oraz biorąc pod uwagę, że masz największe muzyczne doświadczenie od swoich kolegów oznacza, że jesteś liderem tego projektu?

M.R.Nie czuję się liderem, czuję się starszym kolegą. Natomiast osobowość moich kolegów niejako automatycznie czyni z nich liderów w momentach, w których jest to naturalne. Jeżeli Wojtek przynosi numer i gramy go, to wiemy, że jest on wymyślony pod kątem prezentacji jego możliwości. Do aranżacji każdy z nas wnosi swoje doświadczenie z zespołami, w których albo grał, albo gra aktualnie. Końcowy efekt jest wypadkową tych wszystkich czynników. Z kolei Tomek pisze bardzo trudne utwory, co słychać na jego płycie "C.V.", która jest trudna, a poszczególne utwory są bogato zinstrumentalizowane. Wojtas przynosi do zespołu swego ducha i siłę oraz swoje riffowe pomysły "levelowo-big-beatowe" (na przykład w utworze 'Nowe buty' jest jego riff). Słowem, trudno byłoby zdefiniować lidera w tym zespole.
Trio 'Pi-eR-2'' to zbiór składający się z trzech osób, z których każda szuka sobie szczególnego miejsca w tej formacji, ale też uzupełnia się z pozostałymi muzykami. To, że na płycie jest większość moich kompozycji wynika po prostu z tego, że na początku tak było wygodniej. One po prostu były gotowe. Zobaczymy jak to będzie się rozwijać. Jestem pełen dobrych myśli, chce mi się znowu wymyślać utwory.


P. N.: Rozumiem, że dogrywaliście swe partie osobno i nie było okazji, by zarejestrować partie grając razem?

M. R.Nie było możliwości by nagrać to razem, choć tego typu muzyka powinna być grana razem, tak jak na koncertach. Niestety, nie mieliśmy takich warunków pracy. Niewiele jest takich miejsc u nas w kraju, gdzie można sobie pozwolić na żywe nagranie. Pracowaliśmy, że tak powiem, zaocznie. Z tym, że część utworów graliśmy na koncertach i po prostu są zrobione tak jak 'Nowe buty', gdzie ja grałem do bębna, Wojtek grał do nas, a bęben grał czasami do "powietrza", i tak dalej. Cóż, takie były możliwości i trzeba było z nich skorzystać. Przyjdzie czas, że wejdziemy do studia i nagramy taką płytę, jaką byśmy chcieli nagrać. [Tam, w 'New Productions Studio'] wszystko wgrywaliśmy do komputera. Pro Tools byt jednym z systemów, które wykorzystywaliśmy przy zgraniach. Na zgranie dziesięciu utworów mieliśmy cztery dni. Na nagranie gitary były trzy dni, na bas trzy dni, bęben zajął nam tydzień czasu - wszystko do maszyny. Moim marzeniem jest wejść do studia takiego jak S-4 i popracować z ludźmi, których znam i cenię jako fachowców. Myślę, że zespół zapracuje sobie kiedyś na coś takiego.

P. N.: W utworze 'Lewel' wydajesz się być bardzo skupionym, byłem pewien, że zagraliście ją razem w studiu, bo to skupienie udziela się też Wojtkowi Pilichowskiemu. Czy podobnie to wygląda na koncercie?

M. R.Ten numer to właśnie nowy Marek Raduli... Mam cały zbiór kompozycji, które sobie przygotowuję, takich akustycznych. Chciałbym nagrać płytę akustyczną, ale nie tak klasyczną jak na przykład najlepsza płyta polskiego gitarzysty jaką słyszałem czyli "Acoustic harmony" Artura Lesickiego. Dwa numery, które zamieściłem na "Transporterze", czyli 'Pamięć O Tych Co Odeszli' i 'Lewel' są z grupy tych dziesięciu, które chciałbym zrealizować kiedyś w przyszłości. W drugiej części utworu jest nowa dla mnie harmonia. To są akordy, nad którymi pracuję, czyli alteracje akordów sus.

P. N.: Ale wytłumacz się - dlaczego nie dałeś się ponieść solówce? To solo przy końcu tak się rozkręca i... znika?

M. R.Tak, ono się miało rozkręcić, ale... skończył się zapis. Ono powinno pojechać... W ogóle miało być ściszenie w momencie, kiedy solo się rozpędza, ale z powodów technicznych, kilka spraw umknęło, jak na przykład ściszenia, które były zrobione w odpowiednich momentach. Dawałoby to wrażenie - na przykład w tej solówce - że się koleś rozpędza, a resztę posłuchamy na koncercie. Zostało to technicznie nieco niedopracowane. Wiele elementów umknęło z powodu braku czasu. Dlatego tę płytę traktuję jako archiwizację pewnego czasu.

P. N.: Utwór 'Smut' to jak dla mnie odkrycie się na tej płycie pełnego Marka Raduli - na tyle na ile znam Twoją twórczość i Twoje możliwości. Tutaj zagrałeś jedną z najlepszych swoich solówek jakie słyszałem. Z jednej strony jest spontaniczna, z drugiej - wystudiowana pod względem formy. Czy zagrałeś to za jednym podejściem?

M. R.Miałem czas na dwa do trzech podejść, czasem wgrywatem jakieś części i robiłem jakiś delikatny montaż, ale główne myśli są nie modelowane, w wielu przypadkach jest to wręcz pierwsze podejście. Tak zwykle bywa. Pytałem swoich kolegów, realizatorów, ludzi pracujących z gitarzystami i potwierdzili, że te pierwsze "myśli", wyrzucone z siebie, nie zmęczone, nie przekombinowane, mają najwięcej 'tego czegoś' w sobie.

P. N.: Jak napisałeś ten utwór?

M. R.Ten numer jest współkompozycją. Głównym twórcą, człowiekiem, który stworzył trzon kompozycji jest Tomek Bidiuk, mój przyjaciel i znakomity muzyk. Pracował ze mną również na płycie "Meksykański Symbol Szczęścia". Dużo ze sobą współpracujemy. Muzykę, którą byśmy chcieli wspólnie zrobić w przyszłości, porównałbym do jednej z płyt Larry Carltona ze wspaniałym klawiszowcem...
Wiesz, siedzą goście na kanapie i bardzo dobrze grają. Pomyślimy o czymś takim, gdy będzie nas stać... na kanapę (śmiech).


P. N.: Na jakim sprzęcie nagrałeś ten utwór?

M. R.Były to gitara Suhr i wzmacniacz Diezel, wykorzystałem także miks barw syntezatora GR-30 Rolanda z przesterowaną gitarą.

P. N.: Skąd wziął się utwór 'Riff connection', w którym Wojtek Pilichowski... rapuje?

M. R.Wojtek jest, jak wiesz, bardzo ciekawą postacią, dysponującą olbrzymim potencjałem twórczym. Cały utwór jest jego autorstwa, przyniósł riffy, koncepcję i aranż. Mnie pozostało się tylko tego nauczyć i wykonać. Lubię tę formę współpracy i w Wojtku mam pełnoprawnego partnera w zespole.

P. N.: Na całej płycie dominują raczej oszczędne aranże gitar. Czy to efekt braku czasu czy przyjętej formuły, zakładającej, by brzmienie płyty było jak najbardziej zbliżone do brzmienia tria z koncertów?

M. R.Taka formuła jest teraz najbardziej uczciwa, ponieważ w ogóle chcieliśmy uciec od "produkcji" płyty, a tylko zarchiwizować na niej to, jak gramy naprawdę. Bez napinania się na pogłosy, których nie mamy i nie używamy na koncercie. Tak jest bardziej malowniczo. Jeśli ktoś polubi nas takich "surowych" na płycie, to na koncercie dostanie nagrodę.

P. N.: Co dalej? Koncerty z triem?

M. R.Na pewno tak. Skoncentruję się na rozpoczętych projektach. Powoli dojrzewają we mnie, a ich realizacja wymaga odpowiedniego czasu.


Rozmawiał Piotr Nowicki,
'Gitara i Bas + Bębny', nr 3'2005 r.

[ skany i tekst dzięki uprzejmości i pomocy Dawida L. (Dejwidka ); THANX! ]


 'GiB+B' nr 3/2005 
 rozmowa z Markiem Raduli  'GiB+B' nr 3/2005 
 rozmowa z Markiem Raduli  'GiB+B' nr 3/2005 
 rozmowa z Markiem Raduli

'Gitara i Bas + Bębny', nr 3/2005, wywiad Piotra Nowickiego z Markiem - głównie o płycie 'Transporter'



(opracowanie - jkw)

Co się działo - na osobnych stronach, rok po roku - szukaj w  Kronice wypadków muzycznych...
 góra strony
<<<  Strona główna witryny Marka Raduli  |  Mapa witryny  |  Sprzęt  |  Gitary  |  KRONIKA