Się dzieje
CZYTELNIA
SPRZĘT
GITARY
PŁYTY
GALERIA
Po godzinach |
Czytelnia - wywiady i rozmowy |
||
Pi-eR-2' Cz. III. Finał i deser spotkania z zespołem 'Pi-eR-2' na łamach Wieczornika Pokładowego oraz na stronie internetowej klubu 'POKŁAD', to tak naprawdę, chronologicznie- rozmowa pierwsza. Pierwszym muzykiem tej formacji, który w dniu koncertu - 11.XII'2005 - udzielił wywiadu był Marek Raduli. Na Pokładzie słuchał, notował i wtrącał się nieproszony - Jan Rezner |
Prezentujemy siłę, przemoc i energię |
||
Jan Rezner: Razem z Tomkiem i Wojtkiem prowadziłeś warsztaty dla młodych muzyków
- jak tam było? |
||
Marek Raduli: – Super było... Znakomita organizacja, a przede wszystkim - młodzi
ludzie garnęli się do nauki. Młodzież jest żądna wiedzy i to jest budujące. My staraliśmy się im
pokazać metody samodzielnej pracy, sposoby jak się rozwijać bez pomocy szkoły... Ale też zachęcaliśmy
by nie bać się edukacji, nie bać się szkoły muzycznej. Każda szkoła na pierwszy rzut oka zwykle
wygląda mało zachęcająco... W kilku wypadkach nawet staraliśmy się przekonać, że kontynuacja
rozwoju muzycznego poprzez szkołę byłaby bardzo wskazana... Ale generalnie - staramy się zawsze
pokazywać metody samodzielnej pracy i to, na takich zajęciach jest naszym celem głównym. Jeśli
ktoś bardzo chce, podkreślam - naprawdę bardzo chce - to można dojść do wszystkiego samemu,
ale to wcale nie jest droga na skróty i często - to jest właśnie trudniejsza
droga. |
J. R.: Poza tym, że młodzi mają alergię na szkołę, to jacy są Ci przyszli kreatorzy
naszej muzycznej sceny? |
||
M. R.: – Ja nie czuję się dobrze w roli kogoś, kto miałby ich oceniać, niech
czas to pokaże. Takie oceny najlepiej weryfikuje właśnie czas. Najważniejsze, że młodzi muzycy
są owładnięci marzeniami i pasją grania. Młody wiek to najlepszy moment by się rozwijać, spełniać
i sprawdzić - czy chcę iść w kierunku muzyki? Czy naprawdę mnie to interesuje? Czy potrafię się
temu poświęcić? Czy czuję radość z grania, nawet jeśli w przyszłości niekoniecznie zostanę
zawodowym muzykiem?... |
J. R. A co daje Wam, muzykom już ukształtowanym i doświadczonym,
taki kontakt z młodymi ludźmi? |
||
M. R.: – Ogromnie dużo... Ja robię warsztaty od wielu lat, praktycznie od czasu,
kiedy zacząłem się sam szkolić... Po pierwsze jest to nasza wewnętrzna potrzeba, bo w zespole
'Pi-eR-2' szczęśliwie tak się dobraliśmy, że każdy z nas lubi to robić, lubi mieć kontakt
z młodzieżą... Każdy ma swoich uczniów i każdy w tej kapeli jest owładnięty chęcią dzielenia
się swoimi spostrzeżeniami oraz wiedzą. A równocześnie jest to dziedzina obopólnej interakcji,
bo kontakt ze świeżą energią działa ożywczo - na nas jako zespół. I jeszcze to jest fajne,
że jesteśmy na takie warsztaty zapraszani najczęściej w komplecie - właśnie jako zespół.
To pozwala nam, prócz zajęć indywidualnych - prowadzić również działania zespołowe i to zresztą
preferujemy... |
J. R. Ale to dość karkołomne przedsięwzięcie... |
||
M. R.: – Na pewno bardzo potrzebne. Praca indywidualna, to zaledwie niewielka
część działania w tym zawodzie - może i pochłania najwięcej czasu, ale praca zespołowa jest
zdecydowanie najważniejsza. Tu są potrzebne takie cechy jak samodyscyplina, obserwacja,
umiejętność słuchania innych, tolerancja, duża wiedza ogólna i przede wszystkim - podkreślam to
zdecydowanie, PRZEDE WSZYSTKIM - KULTURA OSOBISTA!!! Dużo poświęcamy czasu, by przestrzegać przed
pułapkami okazywania sobie wzajemnej niechęci, przed ordynarnym zwracaniem się do siebie - to
natychmiast przekłada się na trudności we wzajemnym komunikowaniu się - w tym wypadku w graniu...
Nic wtedy nie powstanie dobrego, bo to tak, jakbyś chciał pracować skutecznie i efektywnie
popsutą maszyną. |
J. R. A jest jakiś najbardziej typowy problem, który na Waszych zajęciach
powtarza się najczęściej? |
||
M. R.: – Tak - jest coś, co powtarza się na początku właściwie zawsze...
Generalnie sprowadza się to do kwestii - jak zrobić, żeby się nie narobić, szybko zarobić i być
sławnym - to główne rozterki młodych ludzi... Chcą poznać tą magiczną sztuczkę, żeby nie
ćwiczyć, a zostać wymiataczem... Ale to znika z ich myślenia już po pierwszym kontakcie z nami.
W zderzeniu z instrumentem i wykładowcą bardzo szybko uświadamiają sobie, ile lat potrzeba na
opanowanie kolejnych etapów sztuki muzycznej. Czasem to może być nieco krócej, czasem nieco dłużej,
zawsze inaczej w każdym indywidualnym przypadku - ale koniec końców, przyjmują informację: żeby
zostać profesjonalnym muzykiem, trzeba myśleć w kategoriach lat i pracy... A nie w kategoriach
sztuczek do opanowania w kilka dni czy tygodni... To ich z jednej strony przeraża,
ale kiedy dowiadują się, jak długo już gra każdy z nas, to ich uspokaja, bo wiedzą ze mają jeszcze
trochę czasu... |
J. R. Ważniejsza część Waszej aktywności to granie, a gracie przecież w wielu formacjach... A zatem zespół 'Pi-eR-2' - czym on jest dla Was? |
||
M. R.: – To staje się zdecydowanie naszym priorytetowym przedsięwzięciem. Teraz
jeszcze udzielamy się w kilku formacjach jednocześnie, ale chcemy doprowadzić do sytuacji,
w której ten zespół będzie dla nas przedsięwzięciem nr 1. I to zarówno ze względu i na nasze ambicje,
jak i cele, które przed sobą postawiliśmy... W lutym nagrywamy płytę, w marcu ruszymy w trasę
i chcemy trafić do szerokiego grona odbiorców. Ja podskórnie czuję, że teraz to najodpowiedniejsza
przestrzeń i czas by ten zespół stał się dla nas priorytetem - czyli płyta, trasa, a dalej zobaczymy.
Nie jesteśmy załogą, która istnieje od wczoraj. Pracujemy ze sobą już naprawdę długo. Protoplastą
'Pi-eR-2' była formacja Three Generations Trio ze Zbyszkiem Lewandowskim na perkusji,
druga odsłona tej konwencji to właśnie 'Pi-eR-2', a wariant poszerzony tej idei to zespół
SQUAD... Wszystkie doświadczenia i przemyślenia, i z tych kapel, i z tych koncertów, które
wspólnie gramy - to wszystko teraz ujrzy światło dzienne w najbardziej dojrzałej i spójnej formie.
I to właśnie zawierać będzie nasza płyta... A potem w trasę. A jeśli 'Pi-eR-2' będzie wymagało
poświęcenia pracy w innej formacji - to tak się stanie... Gram z Krzysztofem Ścierańskim, czy
z zespołem Funk dE Nite, mam przyjemność gościć i być goszczonym w zespołach różnych innych
artystów, ale zespół 'Pi-eR-2' to twór, który został skonfigurowany po wielu latach
przemyśleń i obserwacji rynku... Wojtka znam od lat, a co do Tomka... Ten wybór był w pełni
świadomy. Był logiczną konsekwencją moich dążeń i bardzo się cieszę, że Tomek do nas dołączył.
W tym składzie wystarczająco się uzupełniamy... |
J. R. To dlatego jest Was tylko trzech w 'Pi-eR-2' - bo dla nikogo więcej
już nie ma miejsca? |
||
M. R.: – Tak i nie, można by z grubsza tak to odbierać, ale nie jest to do końca
prawda... Wspomniany zespół SQUAD - grupa pięcioosobowa (oprócz nas trzech to jeszcze Adaś Bałdych na
skrzypcach i klawiszowiec Wojtek Olszak). No więc to zespół większy i pokazuje, że też potrafimy
tak grać, potrafimy się w takich sytuacjach znaleźć, ale na razie... Widzisz, w tym, co teraz
gramy, mamy tyle do powiedzenia, że rzeczywiście jest nam czasami ciasno... Tak bardzo chcemy to
powiedzieć... Czujemy ciśnienie! Wojtek jest gadatliwy na swoim instrumencie, ja również nie należę
do ascetów wypowiedzi, wręcz przeciwnie - po 10 latach głębokiego muzycznego milczenia, bo tak
nazwę pracę w firmie, w której byłem ostatnio zatrudniony, to mam teraz wreszcie czas i możliwość
by się wypowiedzieć, nie ograniczać moich improwizacyjnych tęsknot... Mam teraz solidną przestrzeń
dla siebie i na razie chcę z niej korzystać... |
J. R. W sumie to dotarliście do dość bezpiecznego punktu w Waszej karierze: gracie coś,
co jest ponad konwencjami, sezonowość się tego już nie ima... Jak myślisz - a co zostanie
z muzyki granej teraz? |
||
M. R.: – Nie wiem, ale chciałbym żeby muzyka 'Pi-eR-2' taka się stała.
Jest już tak niewiele formacji, które grają fusion, czyli coś, co dawniej nazywano jazz-rockiem.
Zwykle muzycy tacy schodzą się na chwilę żeby wspólnie pograć i to takie okazjonalne spotkania
przyjaciół, na których można dać upust i ambicjom, i tęsknotom, i odejść od codzienności...
Ale potem ci muzycy wracają do codziennych zajęć i poza wspomnieniami nie zostaje z tego żaden
ślad. W przypadku 'Pi-eR-2' jest inaczej; jesteśmy zespołem na dłużej, nie na jedną czy
dwie okazje... Liczymy na to, że nasza muzyka, oparta przede wszystkim na improwizacji, trafi do
szerszej grupy odbiorców i pozostanie z nimi na dłużej, a do takiego myślenia upoważnia nas nie
tylko nasz warsztat i doświadczenie, ale i to, że 'Pi-eR-2' tworzy trzech ludzi, z których
każdy ma jakiś ulubiony gatunek muzyczny, i w każdym z nas siedzi coś innego. Jest w nas nawet inna
tradycja - to przekrój od big beat'u aż do jazzu i brzmień elektronicznych... Nasza muzyka jest
więc wypadkową tego wszystkiego - nie tylko naszych zainteresowań, zamiłowań, ale i kompromisów.
Zwłaszcza - wzajemnych kompromisów!!! A to generalnie składa się na proste sytuacje... Dzięki tym
kompromisom właśnie nie gramy jakichś wysublimowanych intelektualnie i bardzo exclusive jazzowych
kompozycji, a jedynie prezentujemy siłę, przemoc i energię... To eksponuje nasza muzyka...
A w muzyce teraz mamy do czynienia z pewnym przełomem, zresztą bardzo charakterystycznym i typowym
dla każdej kolejnej dekady, by już nie mówić o przejściu do nowego wieku... Otóż te zmiany gatunkowe
może jeszcze nie są tak widoczne, niemniej awizują już pewne oznaki przełomu. Pierwsza - a może
i najistotniejsza z nich - to kompletna porażka tych, którzy sadzili, że inwestując w drogi
komputer będą mogli iść na skróty, tworzyć wspaniałą muzykę z pominięciem kwestii talentu,
doświadczenia i wiedzy popartej żmudną pracą, a także z pominięciem zaangażowania i pasji.
Komputer niewątpliwie ułatwia i przyspiesza robotę, ale w ręku muzyka, czy artysty, który
talent musi poprzeć własną - "tradycyjną" harówką. Komputer nadal jest tylko narzędziem
- wspaniałym narzędziem, bardzo pomocnym narzędziem - ale jednak tylko narzędziem. Komputer nigdy
nie zastąpi artysty - nie ma takiej szansy!!! Poza tym - i na koniec tego wątku - gdyby tak było,
to każdy mógłby sobie sam zaspokajać swoje zapotrzebowanie na sztukę, a wtedy byłaby ona czymś tak
powszednim i prostym jak na przykład poranne mycie zębów... i wtedy przestałaby być sztuką. Ale na
całe szczęście dla muzyki i dla zawartej w niej tajemnicy - to nam nie grozi. Podział na
artystów i słuchaczy jeszcze pozostanie i to dobrze, bo w końcu każdy z nas jest w swojej
przestrzeni, w swoim fachu, równocześnie i artystą i odbiorcą tego, w czym dobrzy są
inni... |
J. R. Więc rola publiczności w tym, co robicie... |
||
M. R.: – Jest najważniejsza. Jestem muzykiem, który bez publiczności nie gra
(nie mówię o ćwiczeniach czy przygotowaniach). Artysta na koncercie razem z odbiorcami nakręcają się
wspólnie, wytwarzają interakcję, zresztą podobnie jak muzycy w zespole miedzy sobą... I tej interakcji
brakowało mi zawsze, kiedy grałem koncerty masowej zagłady. Mimo, że byłem otoczony super warunkami
pracy, że była to masowość na wielką skalę - to jednak były to imprezy strasznie anonimowe...
Zawsze bardzo brakowało mi w takich sytuacjach bliskości słuchaczy i widzów. Kiedyś sobie policzyłem,
że dzięki takim wielkim koncertom, to na żywo w sumie zagrałem dla ponad miliona osób... Trudno, żeby
to nie robiło wrażenia. Tego żaden klub nie da i... Bogu wielkie dzięki za to. Klub pozwala za to na
rzecz bezcenną - na bliski, wręcz przyjacielski kontakt z publicznością. Ta łączność jest dla mnie
takim źródłem napędowym, jak wiatr w żaglach. Żaden silnik, nawet najbardziej wyrafinowany, tego nie
zastąpi. |
Na Pokładzie słuchał, notował i wtrącał się nieproszony - Jan Rezner |
||
Niżej - fragment strony, którą klubowe pisemko 'Wieczornik Pokładowy' poświęciło zespołowi: |
|
Części I i II rozmowy z zespołem 'Pi-eR-2' to były oczywiście wywiady z pozostałymi muzykami - Wojtkiem Pilichowskim i Tomkiem Łosowskim. Oto ich kluczowe fragmenty: |
||
J. R. Czym jest dla Was zespół 'Pi-eR-2'? |
||
Wojtek Pilichowski: – To dla mnie bardzo wyjątkowa formacja... Z Markiem znamy
się od ponad 12 lat, poznaliśmy się jeszcze na stadionie w Lublinie, kiedy on grał w formacji BAJM,
a ja pojawiłem się w pierwszym składzie zespołu JAN BO... Od tamtego czasu, spotykaliśmy się
muzycznie w różnych sytuacjach... Zaraz po naszym poznaniu - nagraliśmy demo u mnie w domu... Potem
graliśmy razem w zespole Zbyszka Lewandowskiego - Tree Generation Trio. Następnie
spotykaliśmy się w różnych formacjach parajazzowych, aż w końcu powstała formacja SQUAD,
i z tego wykluł się nasz zespół. I to najbardziej nam pasuje... Długo zastanawialiśmy się,
co do perkusisty, wreszcie jest z nami Tomek Łosowski i to jest ten człowiek, o którego nam chodziło.
'Pi-eR-2' to dziwny zespół, ja na przykład nienawidzę demokracji w muzyce, co nie znaczy,
że w moich zespołach jestem absolutnym dyktatorem i chcę rządzić wszystkim... Nie, ja czuje się
bezpieczniej, kiedy wiem, że jest ktoś, na kim mogę polegać, kto po prostu dźwiga i to moje zaufanie
i odpowiedzialność jednocześnie. Nie znam przykładów demokracji w zespole z pozytywnym zakończeniem
- nie słyszałem, żeby gdzieś taki projekt na tym dobrze wyszedł. U nas o dziwo jest demokracja, może
taka umiarkowana, bo ja w sumie jestem za tym, żeby to Marek temu przewodził. On ma tutaj moje pełne
zaufanie przy podejmowani wszelkich decyzji. Z drugiej strony - ja też czuję jego zaufanie do
mnie i tak to działa. Dzielimy się obowiązkami i chociaż każdy z nas jest trochę inny, to dajemy
sobie radę sami ze sobą... Jeszcze ani razu nie zdarzyło się nam tak poważnie ściąć. Może nie
zgadzamy się we wszystkich kwestiach, ale jak dotąd nasze odmienne zdania nigdy nie kończyły się
awanturą. A na pewno nie przekłada się to już na kwestie muzyczne w naszym zespole. Ja myślę,
że i on i ja jesteśmy na tyle doświadczeni, że wiemy, kiedy trzeba sobie schodzić z linii strzału
i kiedy za długo ze sobą przebywamy na trasie. Te lata pracy - i oddzielnie, i w różnych
ekipach ze sobą powodują, że wiemy, jaka sytuacja mogłaby prowadzić do zaognienia i co mogłoby
przerodzić się w konflikt... Wtedy odpuszczamy, z pełna świadomością - i nikt na nikogo się nie
obraża, odpoczywamy od siebie, dajemy sobie czas... |
||
Tomek Łosowski: – Zespół 'Pi-eR-2' jest dla mnie formacją, na którą czekałem
przez wiele lat. W pełni się tu realizuję. Wraz z Markiem i Wojtkiem fascynujemy i inspirujemy się
tą samą muzyką, tymi samymi zespołami i muzykami. Możemy tu grać to, co lubimy najbardziej, na nasze
koncerty walą ludzie, którzy chcą tego słuchać, a my jeszcze dodatkowo, oprócz przyjemności z grania -
zarabiamy pieniądze... Dla mnie 'Pi-eR-2' to jest zespół - marzenie. |
Fotoreportaż z finałowego koncertu - Wojtek Rojek - na stronach klubu 'POKŁAD' |
(opracowanie - jkw) |
Co się działo - na osobnych stronach, rok po roku - szukaj w
Kronice wypadków muzycznych... |
|
<<<
Strona główna witryny Marka Raduli |
Mapa witryny |
Sprzęt |
Gitary |
KRONIKA |