Marek Raduli - czytenia: 
 teksty, artykuły i wywiady
Się dzieje CZYTELNIA SPRZĘT GITARY PŁYTY GALERIA Po godzinach
Czytelnia - wywiady i rozmowy


Rozmowa z trzema doskonałymi muzykami, która odbyła się w gliwickim klubie Gwarek 18 IV 2005 r.
Pytania zadawał Krzysztof Jamiński, redaktor portalu Muzyka.pl
( pierwsza publikacja - 15 czerwca 2005 r. - portal  Muzyka.pl )




'Pi-eR-2': Nie kierujemy się tematami rynkowymi

Krzysztof Jamiński: Jak doszło do powstania zespołu 'Pi-eR-2'?

Wojtek Pilichowski: – Nazwa powstała całkiem niedawno, natomiast idea tego zespołu powstawała już od dwunastu lat. W 1992 roku razem z Markiem nagraliśmy u mnie w mieszkaniu na Żoliborzu pierwsze demo. Wówczas zaczęliśmy nosić się z zamiarem rozwijania tej współpracy. Pierwszy raz wspólnie graliśmy z Grażyną Łobaszewską, co potem zaowocowało tym, że poznaliśmy Zbyszka Lewandowskiego i z nim założyliśmy Three Generations Trio. Przez parę lat grywaliśmy w tym składzie, współpracowaliśmy przy swoich solowych płytach, spotykaliśmy się również na różnych polach z wieloma różnymi artystami, aż wreszcie w roku 2003 pojawił się pomysł na zespół SQUAD, a to wygenerowało bardziej konkretną formę, taką jaka nam się najbardziej podoba, czyli granie w trio - Tomek Łosowski, Marek Raduli i ja.

K. J.: Zanim zaczęliście działać w trójkę jako 'Pi-eR-2', z Wojtkiem Olszakiem i Adamem Bałdychem tworzyliście zespół SQUAD. Czy teraz, gdy występujecie w trio, temat zespołu SQUAD jest zamknięty?

Marek Raduli: – Nie, ten wątek nie jest zamknięty i nigdy nie będzie. To jest formuła, która będzie do nas powracać za każdym razem, kiedy będziemy chcieli poszerzyć zespół 'Pi-eR-2' o gości. Jesienią 2005 roku ukaże się dowód rzeczowy w postaci płyty. Będzie to zapis koncertu w Jaworkach, który odbył się w lutym ubiegłego roku. Będzie to materiał dokumentujący z tworzenie się kultowego klubu 'Muzyczna Owczarnia' w Jaworkach na wysokich peryferiach Szczawnicy.

K. J.: Na płycie 'Transporter' oprócz utworu 'Riff Connection' nagraliście same utwory instrumentalne.
Czy jest różnica w nagrywaniu utworu instrumentalnego a utworu z wokalem?

Wojtek Pilichowski: – Do jednego jak i do drugiego trzeba się tak samo przyłożyć. Tyle tylko, że przy utworach wokalnych trzeba w aranżacji zostawić miejsce na ten wokal, żeby miał on szansę zaistnienia. Natomiast ten jeden nasz kawałek, w którym jest wokal, należy traktować z lekkim przymrużeniem oka.

K. J.: Jesteście właśnie w trakcie dużej trasy koncertowej. Jak przyjmowany jest materiał, który prezentujecie publiczności?

Marek Raduli: – A jak jest przyjmowany Twoim zdaniem – byłeś przecież na koncertach?

K. J.: Bardzo dobrze; ludzie są ciekawi tego, co prezentujecie.

Marek Raduli: – Widzieliśmy reakcje i mniej więcej wszędzie jest tak samo. Jesteśmy zadowoleni z tego, że nasze emocje trafiają do odbiorcy.

Tomek Łosowski: – Jestem bardzo zadowolony. Na nasze koncerty przychodzi dużo ludzi. Moim zdaniem jest to efekt tego, że ludzie mają dosyć papki serwowanej w radio, gdzie jest sztucznie promowana 'mechaniczna' muzyka. Ludzie są spragnieni żywej sztuki, żywej muzyki. Dlatego przychodzą do klubów na koncerty, nie tylko nasze...

K. J.: Czy uważacie, że w Polsce jest zapotrzebowanie na taką muzykę?

Marek Raduli: – Mnie nie interesuje, jakie jest zapotrzebowanie w Polsce ze strony odbiorcy; nie chcę już zaspokajać potrzeb słuchaczy, bo to jest droga w dół. Mnie interesuje, co ja bym chciał robić w życiu, a jeżeli ktoś zechce zapoznać się z tym co robię, albo komuś się to podoba, to zapraszam serdecznie. Nie kierujemy się tematami rynkowymi - czy jest zapotrzebowanie, czy też go nie ma - to jest bez znaczenia dla sztuki, którą chcemy uprawiać.

K. J.: Jesteście muzykami doświadczonymi, cenionymi, na scenie spędziliście wiele lat. Czym jest dla was zespół 'Pi-eR-2'? Jest to chwilowy 'skok w bok' czy macie zamiar swoją działalność kontynuować dłużej?

Wojtek Pilichowski: – Te dwanaście lat i to, że cały czas rozwijaliśmy tę ideę i gromadziliśmy materiał na ten projekt jest właśnie dowodem na to, że absolutnie nie traktujemy tego sezonowo. Jest to pierwszy album i pierwsze nasze konkretne trasy koncertowe i na pewno chcemy to kontynuować.

Marek Raduli: – Na pewno to nie jest 'skok w bok', jest to konkretne dążenie do realizacji naszych planów życiowych i artystycznych.

Wojtek Pilichowski: – A tym bardziej się w tym utwierdzamy grając te koncerty i mamy to szczęście, że nie gramy do pustych sal. Na koncertach zawsze jest dużo ludzi, udaje się złapać z nimi kontakt oraz 'zarazić' naszą muzyką. I to nas utwierdza, że jest to dobra koncepcja. 'Pi-eR-2' jest naszym konkretnym, nie chwilowym wytworem. Potrzebny jest też jakiś bodziec ze strony ludzi, świadomość, że jest ktoś, kto chce tego słuchać, nawet w małych jazzowych klubach. A jeżeli tak jest, to mamy powód, żeby pracować dalej i myśleć o kolejnych płytach – i już to robimy.

K. J.: Jak wyglądało nagrywanie płyty 'Transporter'? Czy gdy w studiu spotkali się doświadczeni muzycy komponowanie utworów szło wam sprawnie, czy pojawiały się jakieś konflikty?

Marek Raduli: – Sprawnie, bardzo sprawnie, nie było żadnych konfliktów...
My pracujemy 'DO siebie', nie 'OD siebie'. [do Wojtka] – Masz 'perełkę' na tej płycie?

K. J.: Jak więc oceniacie swoją pierwszą płytę? Czy znajduje się na niej jakaś 'perełka', z której jesteście szczególnie dumni?

Wojtek Pilichowski: – Uważam, że ten album mnie przynajmniej satysfakcjonuje. Ale w przypadku każdej płyty już podczas jej miksowania słyszę, co bym poprawił, gdybym miał nagrywać ją jeszcze raz. Nagrałem około stu płyt i naprawdę tak jest z każdą z nich – ale to dobrze, twórca powinien być niezadowolony ze swoich dzieł, bo stanowi to bodziec do dalszej pracy i następnych dokonań.

Tomek Łosowski: – Ja mogłem wiele rzeczy nagrać o wiele, wiele lepiej, nie jestem zadowolony, jeśli chodzi o moją grę! W przyszłości będzie jeszcze lepiej...

K. J.: Ile czasu zabrało wam zbieranie materiału, a następnie rejestracja tego, co stworzyliście?

Wojtek Pilichowski: – Część naszych 'piosenek' jest już dosyć wiekowa. Ale pojawiły się też nowe utwory - głównie kompozycje Marka - które zostały przygotowane specjalnie na płytę 'Transporter'. Z tymi utworami było najwięcej radości w studio. Wiadomo, to spowodowało tchnienie świeżości. Natomiast dla słuchacza cała płyta jest świeża, ponieważ tylko dwa kawałki pojawiły się na innych krążkach. Jeden z nich to 'DB' wykonany na koncercie w Jaworkach. Reszta to utwory premierowe, wcześniej były wykonywane tylko na naszych koncertach.

K. J.: Wojtku, karierę zaczynałeś u boku Jana Borysewicza, później miałeś okazję współpracować ze Zbigniewem Hołdysem, aktualnie grasz w zespole z Markiem Raduli. Jakbyś mógł krótko opisać każdy z tych projektów i który z nich najwięcej cię nauczył i dał ci najwięcej radości?

Wojtek Pilichowski: – Chcę, by wszystko, czego się dotykam, było w skutkach uczące, bo ze wszystkiego można wyciągnąć wnioski stanowiące bodźce do własnego rozwoju. Janek to jest człowiek, który mnie 'odkrył' i dał mi szansę, kiedy byłem zupełnie nieznanym basistą. Hołdys to facet, z którym przegadałem setki godzin i to też bardzo ważna postać w moim życiu. Uważam, że byłbym o wiele uboższy, gdybym nie znał Zbyszka. Natomiast praca z Markiem to coś wyjątkowego; poznaliśmy się w 1989 roku na ostatnim Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Było to jeszcze przed Jankiem Borysewiczem. Poznaliśmy się na jam session między próbami a koncertem wieczornym i od tego roku już wiedzieliśmy, że będziemy coś razem 'strugać'. Ta praca dała już konkretne owoce, a ponieważ trwa tak długo, mam wrażenie, że cały czas koncertując i nagrywając płyty rozwijamy się równolegle. Umiemy ze sobą współistnieć; jeżeli przez te wszystkie lata jeszcze się ze sobą nie pogryźliśmy, to znaczy, że coś w tym jest.

Marek Raduli: – Przyjaźń.

Wojtek Pilichowski: – To jest miłość!   [śmiech]

K. J.: Jakie w takim razie są najbliższe plany? Macie zamiar odpocząć, czy od razu podejmować kolejne działania w 'Pi-eR-2'?

Wojtek Pilichowski: – Dzieje się w tej chwili tyle, że nie nadążamy organizacyjnie. Problem z nami jest taki, że mamy bardzo wiele pracy i potrzebowalibyśmy agenta, który by to złapał i ogarnął!

Marek Raduli: – Działamy skokowo: planujemy trasę, kończymy koncerty, w międzyczasie Wojtek wraca do swoich podstawowych zajęć, które są również ważnym elementem jego sztuki, ja przerzucam się w inny wymiar, czyli we współpracę z moimi rówieśnikami. Jednocześnie w ciągu miesiąca będziemy chcieli zagrać dwa, trzy koncerty. W wakacje chcemy dotrzeć do takich miejsc, w których taka muzyka dotychczas nie była prezentowana, będziemy także uczyć młodzież na różnych warsztatach. Utarło się, że sezon wakacyjny to 'fryty', kurortowe bale, biesiady itd. My planujemy pojeździć po Polsce wbrew wszelkim zasadom i regułom kanikuły.

Wojtek Pilichowski: – Dodatkowo ostatnie tygodnie to były wydarzenia, które zmroziły wszystkich. Żałoba narodowa po Janie Pawle II spowodowała w nas wyciszenie, ale już teraz wszystko z podwójną siła eksplodowało i dzieje się bardzo dużo. Życie nie znosi próżni... Po tym, jak w zeszłym roku zagrałem na ważnej imprezie - London Guitar Show - w tym roku padła propozycja, żebym przyjechał tam z Markiem, ale niestety jest on zakontraktowany już na inne koncerty. Więc na Wembley Arena - bo to właśnie tam się odbywa - zagram ponownie sam...

Marek Raduli: – Po raz ostatni!  [śmiech]

Wojtek Pilichowski: – Propozycji występów jest bardzo dużo i rodzi to bardzo dużo komplikacji logistycznych...

Tomek Łosowski: – Mamy już zaplanowane koncerty na maj, czerwiec, lipiec i sierpień. Będą również warsztaty muzyczne w Jaworkach, w Końskich, w Gorzowie Wielkopolskim, w Bolesławcu, całkiem możliwe że także w Kobyłce, gdzie będziemy pracować. Oprócz tego ja mam parę propozycji - między innymi granie w telewizji. Współpracuję również ze swoim ojcem, Sławomirem Łosowskim, który był założycielem i liderem zespołu Kombi, lecz niestety został pominięty przez swoich ex-kolegów - po prostu nie chcieli z nim grać. Sławek podjął decyzję, że będzie grał sam utwory Kombi we własnych wersjach instrumentalnych, a ja będę mu towarzyszył na bębnach. Wielu fanów, pamiętających stary zespół Kombi namówiło go do tego kroku. Planujemy grać koncerty z cyklu "światło i dźwięk", gdzie będą lasery, światła, efekty, dobre nagłośnienie.

K. J.: Kiedy będziecie chcieli ponownie wejść do studia i zarejestrować nowy materiał?

Marek Raduli: – Najpierw trzeba ograć ten materiał. Opanować go i zaprezentować publiczności. Taka prezentacja zwykle trwa około półtora roku. Bez względu na to, czy będziemy wchodzić do studia czy nie, na koncertach będziemy grać materiał na nową płytę. Sam termin studia nas nie ponagla. Jak będziemy czuli, że już czas, to wtedy zaczniemy nad tym myśleć. W tej chwili jestem daleki od zapowiadania jakichkolwiek wydarzeń. 'Pi-eR-dwa' robi swoje i gra...

- z zespołem 'Pi-eR-2' rozmawiał Krzysztof Jamiński



Niżej: klub 'Gwarek' w Gliwicach, 18 IV 2005 r. ( fot. Krzysztof Jamiński; więcej - w portalu muzyka.pl )

 Marek z 'Pi-eR-2' 
 Gliwice, Gwarek, 18 IV '2005  Marek z 'Pi-eR-2' 
 Gliwice, Gwarek, 18 IV '2005




(opracowanie - jkw)

Co się działo - na osobnych stronach, rok po roku - szukaj w  Kronice wypadków muzycznych...
 góra strony
<<<  Strona główna witryny Marka Raduli  |  Mapa witryny  |  Sprzęt  |  Gitary  |  KRONIKA